piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział IV - Dark Past




Minął tydzień odkąd uświadomiłem sobie, że jestem gejem. Uwierzcie, że teraz jest o wiele gorzej. A to wszystko przez pewnego siedemnastoletniego chłopaka imieniem Matthew.
Oczywiście, nadal jesteśmy przyjaciółmi, tylko... moje uczucie co do niego całkowicie się zmieniło. Nie potrafię jeszcze określić co to za uczucie, ani kim jest dla mnie Matt. Nie nazwałbym go tym jedynym, ale przyjacielem również nie. Odkąd zrozumiałem, że jestem homoseksualistą wszystko stało się takie... inne. To, jak przypadkiem dotykam dłoni Matta, albo kiedy obdarza mnie swoim perlistym uśmiechem. I to jak się śmieje... Tak. Jego śmiech jest cudowny, mógłbym go słuchać godzinami. Nawet zwykłe "cześć" sprawia mi radość, a co dopiero wspólne spacery przed szkołą, które teraz odbywamy codziennie. Ale wiedząc, że on nigdy nie odwzajemni moich uczuć, muszę zachować ogromny dystans.

Siedzimy z Matthew po szkole na molo nad jeziorem. Mamy ściągnięte trampki i moczymy nogi w chłodnej wodzie, która podczas tego niemiłosiernie gorącego dnia jest niczym zbawienie. Macham nogami jak dziecko, co jakiś czas chlapiąc Matta po łydkach. Jednak on się nie odzywa. Oprócz krótkiego "hej" nic do mnie dzisiaj nie powiedział, co jest naprawdę dziwne, bo zwykle wita mnie podjarany opowiadając o zdjęciach udostępnionych na filmwebie do Civil War*. Natomiast dzisiaj nic. Nie drążę tematu, bo wiem, że on tego nie lubi, ale w końcu nie mogę się powstrzymać.
– Co się stało? – pytam.
– Nic. – odpowiada, nie podnosząc głowy i patrząc dalej na taflę wody.
– Wiem, że coś się stało. – dociekam, pochylając głowę tak by zmusić go to popatrzenia mi w oczy. Uśmiecha się kącikiem ust.
– Nie dasz mi spokoju, dopóki ci nie powiem, prawda?
– Nie. – potwierdzam z lekką satysfakcją, że o tym wie. Matthew wzdycha i przenosi wzrok na gęsty, iglasty las rozciągający się przed nami. Wygląda jak zwykła kupa drzew, ale chodząc po nim masz wrażenie, że znajdujesz się w zaczarowanej krainie – igły, krzaki i mchy są idealnie i wręcz magicznie zielone, a owoce takie jak jeżyny czy jagody dodają temu wszystkiemu tylko uroku. Uwielbiam w nim odbywać samotne spacery z moim psem, bo mogę wtedy pomyśleć i przeciwnie – oczyścić umysł. Wiecznie nieskazitelne, leśne powietrze zawsze przywodzi mi na myśl, najlepsze wspomnienia z mojego dzieciństwa, takie jak rodzinne wypady na grzyby, konne przejażdżki z ciotką, czy po prostu zwykłe przechadzki. Można powiedzieć, że ten las jest jednym z miejsc,w których się wychowałem.
                                                                                              
Ten jakże beznamiętny i ciężki dzień powoli odchodzi, by ustąpić miejsca wyczekiwanej przeze mnie nocy, tylko po to, by następnego dnia znów wszystkich zagonić do pracy.
Matthew wzdycha po raz drugi i zaczyna opowiadać.
– Pamiętasz to jak Vivianne mnie uderzyła? – zadaje pytanie, w odpowiedzi skinąłem głową. – Pewnie myślisz, że jestem ciotą, bo się popłakałem. – Po tych słowach, śmieje się ironicznie. Zauważam jak jego oczy stają się jak ze szkła  
– Wcale, że nie  
– Dobra nieważne. – kontynuuje. – Chodzi o to, że ja... Ja nie mam zbyt dobrych wspomnień z przemocą. Krótka przerwa, po czym wzdycha i kontynuuje. – Byłem bardzo szczęśliwym dzieckiem. Ojciec był prawnikiem, a mama pielęgniarką. Z powodu zawodu, nie mieli dla mnie zbyt dużo czasu, ale wiem, że mnie kochali. Wiesz, była taka pora dnia, dokładnie o osiemnastej, kiedy tata wracał z pracy, a matka przygotowywała się na nocną zmianę, którą zaczynała o dziewiętnastej. Siadaliśmy wtedy razem na ganku, piliśmy gorącą czekoladę i rozmawialiśmy. Serio, czułem się jak najszczęśliwsze dziecko na świecie. Jednak, gdy skończyłem dziesięć lat oboje mieli... wypadek. Dwa dni wcześniej wyjechali na wesele do przyjaciół, a mnie zostawili z ciocią. Podczas ich wyjazdu dostałem silnych bólów w okolicach brzucha i po badaniach stwierdzono, że mam zapalenie wyrostka robaczkowego. Ciotka zadzwoniła do rodziców, powiedziała co się stało i natychmiast postanowili wrócić, ale... Była burza i... Potem ta ciężarówka... – bierze głęboki wdech i ociera łzy. – Zrobiono mi operacje i usunęli wyrostek. Do szpitala przyszedł policjant, uklęknął przy łóżku i opowiedział co ich spotkało. Płakałem, noc i dzień. Nie mieli co ze mną zrobić. Ciotka mówiąc, że ma pięcioro dzieci nie będzie potrafiła się zająć szóstym. Dziadkowie ze strony mamy umarli, a taty mieszkają w Irlandii. Oddali mnie do adopcji, obiecując, że znajdą mi dobry dom. Ale tak się nie stało. Wiesz, że ludzie wolą niemowlęta. Dziesięciolatek taki jak ja nie miał szans na kochający dom. Dlatego oddano mnie do rodziny zastępczej. Kobieta piła, a facet mnie bił. Raz nawet drasnął mnie nożem. – Unosi materiał koszulki i przed oczami ukazuję mi się blizna na wysokości żołądka, której nie można nazwać "draśnięciem". – W każdym razie, nie wytrzymywałem. Płakałem po nocach na parapecie. Myślałem, że będzie tak do końca życia... I wtedy stał się cud. W drugiej klasie szkoły średniej, pojawił się nowy nauczyciel chemii i został naszym wychowawcą. Widząc moje siniaki spytał kto mi to zrobił. Kiedy mu o wszystkim powiedziałem, poszedł ze mną do opieki społecznej i dzięki niemu mojego przyszywanego ojca wtrącili do więzienia, a mnie przeniesiono właśnie tutaj. Mieszkam z kobietą, która mnie przygarnęła do siebie. Traktuję ją jak matkę, bo widzę, że stara się nią być. Ale nigdy nie zapomniałem tego co zrobił mi ten koleś.
Nastaje chwila milczenia. Nie zastanawiając się obejmuje go mocno ramionami, on niemal od razu odwzajemnia uścisk. Po chwili odsuwam go delikatnie od siebie i zauważam lekki uśmiech na jego zaczerwienionej od płaczu twarzy. Matty ociera łzy.
– Jesteś pierwszą osobą, której opowiadam o moim życiu. Dziękuję.
– Za co?
– Za to, że jesteś. – oznajmia, kładąc swoją dłoń na jego. Czuję jak ciepły rumieniec wypływa na moje policzki. Nasze twarze są tak kusząco blisko siebie, jeden ruch i wszystko może się zmienić.
– Matthew ja... – zaczynam, ale coś, a raczej ktoś mi w tym przeszkadza.
– CHRIS! MATT! – krzyczy Skyler biegnąc jak szalona w naszą stronę. Szybko cofam dłoń, kiedy zdyszana podbiega do nas. – Wszędzie was szukaliśmy. – wysapuje zginając się w pół i dopiero teraz widzę truchtającego za nią Alexa.
– Co się stało? – pytam marszcząc brwi. To naprawdę nietypowe, bo ona bardzo rzadko biega. Sky uśmiecha się od ucha do ucha i oznajmia:  
– Impreza się stała!
– Jaka? – dopytuję.
– Kojarzysz Dylana Wake'a? Wiesz tego ucznia ostatniej klasy z cholernie bogatymi rodzicami? – kiwam głową i Alex, który do nas dołączył zaczyna tłumaczyć:
– Organizuje imprezę urodzinową w swojej 'rezydencji'. Z uwagi na to, że to jego ostatnie urodziny przed wyjazdem do collage'u, zaprosił aż sześćdziesiąt ludzi, i pozwolił im przyprowadzić kogo chcą, więc w sumie będzie około dwustu osób, a może nawet więcej. W każdym razie, wiesz jak Dylan lubi Skyler. Zaprosił ją, a ona... – tutaj uśmiechnięty robi przerwę i pokazuje na Sky.
– … Zaprasza was!!! – dokańcza z entuzjazmem. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Wiecie, byłem tylko na dwóch imprezach w całym moim życiu z czego na jednej zwymiotowałem, a z drugiej mnie wywalili. Nigdy mnie nie zapraszają, bo dla nich jestem frajerem. Natomiast Skyler to jedna z najbardziej popularnych osób w szkole, a do tego jest bardzo ładna.
– Kurde, Skyler jesteś super! – mówię i wstaję, żeby ją uściskać. Matthew śmieje się i przybija z Alexem piątkę.
– Vivianne też idzie? – pyta Matt. Szczęśliwy wyraz twarzy Skyler momentalnie zmienia się w smutny i przygnębiony.
– Odkąd ja i Alex ze sobą chodzimy, przestała się do mnie odzywać, zaczęła wracać sama ze szkoły i–  
– Czekaj, czekaj co ty powiedziałaś? – pytam, a ona znów się uśmiecha i obejmuje Alexa w pasie, a on robi to samo.
– Ja i Alex, ze sobą chodzimy. – powtarza i całuje go w policzek. Nie mogę powstrzymać się od krzyku radości. Patrzę na Matta, który jest tak samo zadowolony jak ja.
– TAK!!! – krzyczymy równocześnie, kładąc sobie ręce na ramionach i zaczynamy skakać jak sześciolatki. Uspokajamy się i przybijamy żółwika.
– Swatanie się udało, przyjacielu. – mówi Matthew.
– Ej, jakie swatanie? – pyta Alex. Chichotamy pod nosami i zaczynamy wkładać trampki. Alex myśli przez chwilę, a potem podnosi palec. – Czyli to wy nakłoniliście Samanthę, aby usiadła razem z Jackiem na chemii! I dlatego musiałem usiąść ze Sky! – podsumowuje, a my tarzamy się ze śmiechu.
– To nie jest śmieszne. – ostrzega Skyler, ale sama parska śmiechem. Powoli dochodzimy do siebie i ruszamy z powrotem w stronę osiedla.  

* * *

– Pa! – krzyczy Skyler przez ramię i biegnie w stronę swojego domu. Alex poszedł wcześniej, bo jego dom znajduje się przecznicę dalej. Zostaję sam na sam z Mattem.
– Ja też będę się już zbierać. – oznajmiam i chcę pójść, ale on chwyta moją dłoń i zatrzymuje. Szybko ją jednak cofa.
– Eee, słuchaj... Dziękuję za dzisiaj. – mówi i... Chwila, czy on się rumieni?!
– Nie ma sprawy. Jeśli chciałbyś jeszcze o czymś porozmawiać, to wiesz gdzie mnie szukać.
– Tak, dzięki... A właśnie! Zanim przybiegła Sky chciałeś mi coś powiedzieć, więc... Mów. – nalega, a ja czuję, jak nogi się pode mną uginają. Przecież nie powiem mu, że go kocham!
– Ja... Cieszę się z twojego szczęścia Matthew. – ratuję się i posyłam mu uśmiech. Odwzajemnia go.  
– Wiesz, czasami mam wrażenie, że to nie moja przeszłość jest problemem, tylko ja nim jestem… Mój tata kiedyś powiedział: We already become scars**... Myślę, że w pewnym sensie miał racje. – odzywa się i odchodzi.


*dla tych nie zorientowanych to chodzi o film "Captain America: Civil War", ale myślę, że każdy ogarnia
**cytat mojego ukochanego męża Shishio Satsukiego z mangi "Hirunaka no Ryuusei"
_______________________________
Wiem co pomyślicie
Krótkie
Ale mówi się trudno i płynie się dalej.
No popaczcie, Skyler coś tam mówi, że Viv jest taka i taka
A Chris ma to w dupie i pyta o nią i Alexa
Super przyjaciel, nie powiem.
Tylko Olcia moja siostra bez więzuff krfi wie co to za impra i co się na niej stanie, kc mocno
No, macie wyjaśnioną sprawe z tym dlaczego Mathju sie poryczał
Kiss prawie był
Prawie
Hehe
Też was kocham
*Ciel w tle*
- a mogli się pocałować!
- szad de fak ap, to jeszcze nie ten czas
No więc, dziękuję serdecznie za komentarze ^^
Wasza,
Annabeth <3
pe-es. tak to jest Levi i Eren hehe
Attack on Titan (Shingeki no Kyojin) - Eren Yeager x Levi Ackerman - Ereri