Minął
tydzień odkąd uświadomiłem sobie, że jestem gejem. Uwierzcie, że teraz jest o
wiele gorzej. A to wszystko przez pewnego siedemnastoletniego chłopaka imieniem
Matthew.
Oczywiście,
nadal jesteśmy przyjaciółmi, tylko... moje uczucie co do niego całkowicie się
zmieniło. Nie potrafię jeszcze określić co to za uczucie, ani kim jest dla mnie
Matt. Nie nazwałbym go tym jedynym, ale przyjacielem również nie. Odkąd
zrozumiałem, że jestem homoseksualistą wszystko stało się takie... inne. To,
jak przypadkiem dotykam dłoni Matta, albo kiedy obdarza mnie swoim perlistym
uśmiechem. I to jak się śmieje... Tak. Jego śmiech jest cudowny, mógłbym go
słuchać godzinami. Nawet zwykłe "cześć" sprawia mi radość, a co
dopiero wspólne spacery przed szkołą, które teraz odbywamy codziennie. Ale
wiedząc, że on nigdy nie odwzajemni moich uczuć, muszę zachować ogromny
dystans.
Siedzimy z
Matthew po szkole na molo nad jeziorem. Mamy ściągnięte trampki i moczymy nogi
w chłodnej wodzie, która podczas tego niemiłosiernie gorącego dnia jest niczym
zbawienie. Macham nogami jak dziecko, co jakiś czas chlapiąc Matta po łydkach.
Jednak on się nie odzywa. Oprócz krótkiego "hej" nic do mnie dzisiaj
nie powiedział, co jest naprawdę dziwne, bo zwykle wita mnie podjarany
opowiadając o zdjęciach udostępnionych na filmwebie do Civil War*. Natomiast
dzisiaj nic. Nie drążę tematu, bo wiem, że on tego nie lubi, ale w końcu nie
mogę się powstrzymać.
– Co się
stało? – pytam.
– Nic. –
odpowiada, nie podnosząc głowy i patrząc dalej na taflę wody.
– Wiem, że coś
się stało. – dociekam, pochylając głowę tak by zmusić go to popatrzenia mi w
oczy. Uśmiecha się kącikiem ust.
– Nie dasz
mi spokoju, dopóki ci nie powiem, prawda?
– Nie. –
potwierdzam z lekką satysfakcją, że o tym wie. Matthew wzdycha i przenosi wzrok
na gęsty, iglasty las rozciągający się przed nami. Wygląda jak zwykła kupa
drzew, ale chodząc po nim masz wrażenie, że znajdujesz się w zaczarowanej
krainie – igły, krzaki i mchy są idealnie i wręcz magicznie zielone, a owoce
takie jak jeżyny czy jagody dodają temu wszystkiemu tylko uroku. Uwielbiam w
nim odbywać samotne spacery z moim psem, bo mogę wtedy pomyśleć i przeciwnie –
oczyścić umysł. Wiecznie nieskazitelne, leśne powietrze zawsze przywodzi mi na
myśl, najlepsze wspomnienia z mojego dzieciństwa, takie jak rodzinne wypady na
grzyby, konne przejażdżki z ciotką, czy po prostu zwykłe przechadzki. Można
powiedzieć, że ten las jest jednym z miejsc,w których się wychowałem.
Ten jakże
beznamiętny i ciężki dzień powoli odchodzi, by ustąpić miejsca wyczekiwanej
przeze mnie nocy, tylko po to, by następnego dnia znów wszystkich zagonić do
pracy.
Matthew
wzdycha po raz drugi i zaczyna opowiadać.
– Pamiętasz
to jak Vivianne mnie uderzyła? – zadaje pytanie, w odpowiedzi skinąłem głową. –
Pewnie myślisz, że jestem ciotą, bo się popłakałem. – Po tych słowach, śmieje
się ironicznie. Zauważam jak jego oczy stają się jak ze szkła
– Wcale, że
nie
– Dobra
nieważne. – kontynuuje. – Chodzi o to, że ja... Ja nie mam zbyt dobrych
wspomnień z przemocą. Krótka przerwa, po czym wzdycha i kontynuuje. – Byłem
bardzo szczęśliwym dzieckiem. Ojciec był prawnikiem, a mama pielęgniarką. Z
powodu zawodu, nie mieli dla mnie zbyt dużo czasu, ale wiem, że mnie kochali.
Wiesz, była taka pora dnia, dokładnie o osiemnastej, kiedy tata wracał z pracy,
a matka przygotowywała się na nocną zmianę, którą zaczynała o dziewiętnastej.
Siadaliśmy wtedy razem na ganku, piliśmy gorącą czekoladę i rozmawialiśmy.
Serio, czułem się jak najszczęśliwsze dziecko na świecie. Jednak, gdy
skończyłem dziesięć lat oboje mieli... wypadek. Dwa dni wcześniej wyjechali na
wesele do przyjaciół, a mnie zostawili z ciocią. Podczas ich wyjazdu dostałem
silnych bólów w okolicach brzucha i po badaniach stwierdzono, że mam zapalenie
wyrostka robaczkowego. Ciotka zadzwoniła do rodziców, powiedziała co się stało
i natychmiast postanowili wrócić, ale... Była burza i... Potem ta ciężarówka...
– bierze głęboki wdech i ociera łzy. – Zrobiono mi operacje i usunęli wyrostek.
Do szpitala przyszedł policjant, uklęknął przy łóżku i opowiedział co ich
spotkało. Płakałem, noc i dzień. Nie mieli co ze mną zrobić. Ciotka mówiąc, że
ma pięcioro dzieci nie będzie potrafiła się zająć szóstym. Dziadkowie ze strony
mamy umarli, a taty mieszkają w Irlandii. Oddali mnie do adopcji, obiecując, że
znajdą mi dobry dom. Ale tak się nie stało. Wiesz, że ludzie wolą niemowlęta.
Dziesięciolatek taki jak ja nie miał szans na kochający dom. Dlatego oddano
mnie do rodziny zastępczej. Kobieta piła, a facet mnie bił. Raz nawet drasnął
mnie nożem. – Unosi materiał koszulki i przed oczami ukazuję mi się blizna na
wysokości żołądka, której nie można nazwać "draśnięciem". – W każdym
razie, nie wytrzymywałem. Płakałem po nocach na parapecie. Myślałem, że będzie
tak do końca życia... I wtedy stał się cud. W drugiej klasie szkoły średniej,
pojawił się nowy nauczyciel chemii i został naszym wychowawcą. Widząc moje
siniaki spytał kto mi to zrobił. Kiedy mu o wszystkim powiedziałem, poszedł ze
mną do opieki społecznej i dzięki niemu mojego przyszywanego ojca wtrącili do
więzienia, a mnie przeniesiono właśnie tutaj. Mieszkam z kobietą, która mnie
przygarnęła do siebie. Traktuję ją jak matkę, bo widzę, że stara się nią być.
Ale nigdy nie zapomniałem tego co zrobił mi ten koleś.
Nastaje
chwila milczenia. Nie zastanawiając się obejmuje go mocno ramionami, on niemal
od razu odwzajemnia uścisk. Po chwili odsuwam go delikatnie od siebie i
zauważam lekki uśmiech na jego zaczerwienionej od płaczu twarzy. Matty ociera
łzy.
– Jesteś
pierwszą osobą, której opowiadam o moim życiu. Dziękuję.
– Za co?
– Za to, że
jesteś. – oznajmia, kładąc swoją dłoń na jego. Czuję jak ciepły rumieniec
wypływa na moje policzki. Nasze twarze są tak kusząco blisko siebie, jeden ruch
i wszystko może się zmienić.
– Matthew
ja... – zaczynam, ale coś, a raczej ktoś mi w tym przeszkadza.
– CHRIS!
MATT! – krzyczy Skyler biegnąc jak szalona w naszą stronę. Szybko cofam dłoń,
kiedy zdyszana podbiega do nas. – Wszędzie was szukaliśmy. – wysapuje zginając
się w pół i dopiero teraz widzę truchtającego za nią Alexa.
– Co się
stało? – pytam marszcząc brwi. To naprawdę nietypowe, bo ona bardzo rzadko
biega. Sky uśmiecha się od ucha do ucha i oznajmia:
– Impreza
się stała!
– Jaka? –
dopytuję.
– Kojarzysz
Dylana Wake'a? Wiesz tego ucznia ostatniej klasy z cholernie bogatymi
rodzicami? – kiwam głową i Alex, który do nas dołączył zaczyna tłumaczyć:
– Organizuje
imprezę urodzinową w swojej 'rezydencji'. Z uwagi na to, że to jego ostatnie
urodziny przed wyjazdem do collage'u, zaprosił aż sześćdziesiąt ludzi, i
pozwolił im przyprowadzić kogo chcą, więc w sumie będzie około dwustu osób, a
może nawet więcej. W każdym razie, wiesz jak Dylan lubi Skyler. Zaprosił ją, a
ona... – tutaj uśmiechnięty robi przerwę i pokazuje na Sky.
– … Zaprasza
was!!! – dokańcza z entuzjazmem. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Wiecie,
byłem tylko na dwóch imprezach w całym moim życiu z czego na jednej
zwymiotowałem, a z drugiej mnie wywalili. Nigdy mnie nie zapraszają, bo dla
nich jestem frajerem. Natomiast Skyler to jedna z najbardziej popularnych osób
w szkole, a do tego jest bardzo ładna.
– Kurde,
Skyler jesteś super! – mówię i wstaję, żeby ją uściskać. Matthew śmieje się i
przybija z Alexem piątkę.
– Vivianne
też idzie? – pyta Matt. Szczęśliwy wyraz twarzy Skyler momentalnie zmienia się
w smutny i przygnębiony.
– Odkąd ja i
Alex ze sobą chodzimy, przestała się do mnie odzywać, zaczęła wracać sama ze
szkoły i–
– Czekaj,
czekaj co ty powiedziałaś? – pytam, a ona znów się uśmiecha i obejmuje Alexa w
pasie, a on robi to samo.
– Ja i Alex,
ze sobą chodzimy. – powtarza i całuje go w policzek. Nie mogę powstrzymać się
od krzyku radości. Patrzę na Matta, który jest tak samo zadowolony jak ja.
– TAK!!! –
krzyczymy równocześnie, kładąc sobie ręce na ramionach i zaczynamy skakać jak
sześciolatki. Uspokajamy się i przybijamy żółwika.
– Swatanie
się udało, przyjacielu. – mówi Matthew.
– Ej, jakie
swatanie? – pyta Alex. Chichotamy pod nosami i zaczynamy wkładać trampki. Alex
myśli przez chwilę, a potem podnosi palec. – Czyli to wy nakłoniliście
Samanthę, aby usiadła razem z Jackiem na chemii! I dlatego musiałem usiąść ze
Sky! – podsumowuje, a my tarzamy się ze śmiechu.
– To nie
jest śmieszne. – ostrzega Skyler, ale sama parska śmiechem. Powoli dochodzimy
do siebie i ruszamy z powrotem w stronę osiedla.
* * *
– Pa! – krzyczy
Skyler przez ramię i biegnie w stronę swojego domu. Alex poszedł wcześniej, bo
jego dom znajduje się przecznicę dalej. Zostaję sam na sam z Mattem.
– Ja też
będę się już zbierać. – oznajmiam i chcę pójść, ale on chwyta moją dłoń i
zatrzymuje. Szybko ją jednak cofa.
– Eee,
słuchaj... Dziękuję za dzisiaj. – mówi i... Chwila, czy on się rumieni?!
– Nie ma
sprawy. Jeśli chciałbyś jeszcze o czymś porozmawiać, to wiesz gdzie mnie
szukać.
– Tak,
dzięki... A właśnie! Zanim przybiegła Sky chciałeś mi coś powiedzieć, więc...
Mów. – nalega, a ja czuję, jak nogi się pode mną uginają. Przecież nie powiem
mu, że go kocham!
– Ja...
Cieszę się z twojego szczęścia Matthew. – ratuję się i posyłam mu uśmiech.
Odwzajemnia go.
– Wiesz, czasami
mam wrażenie, że to nie moja przeszłość jest problemem, tylko ja nim jestem… Mój
tata kiedyś powiedział: We already become scars**... Myślę, że w pewnym sensie
miał racje. – odzywa się i odchodzi.
*dla tych nie zorientowanych to chodzi o film "Captain America: Civil War", ale myślę, że każdy ogarnia
**cytat mojego ukochanego męża Shishio Satsukiego z mangi "Hirunaka no Ryuusei"
_______________________________
Wiem co pomyślicie
Krótkie
Ale mówi się trudno i płynie się dalej.
No popaczcie, Skyler coś tam mówi, że Viv jest taka i taka
A Chris ma to w dupie i pyta o nią i Alexa
Super przyjaciel, nie powiem.
Tylko Olcia moja siostra bez więzuff krfi wie co to za impra i co się na niej stanie, kc mocno
No, macie wyjaśnioną sprawe z tym dlaczego Mathju sie poryczał
Kiss prawie był
Prawie
Hehe
Też was kocham
*Ciel w tle*
- a mogli się pocałować!
- szad de fak ap, to jeszcze nie ten czas
No więc, dziękuję serdecznie za komentarze ^^
Wasza,
Annabeth <3
pe-es. tak to jest Levi i Eren hehe