sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział II - Poker Up



Powoli otwieram jedno oko, a już po chwili drugie. Leniwie sięgam ręką po telefon, żeby spojrzeć, która jest godzina. Nie jest zbyt późno, ale wcześnie też nie.  Przecieram twarz dłonią i siadam na skraju łóżka. Przez moment rozglądam się po pokoju, jakbym był w obcym miejscu.  Wstaję i podchodzę jak pijany do krzesła z przyszykowanymi na dziś ubraniami. Bez pośpiechu zakładam wszystko, przeczesuję ręką rozczochrane włosy i idę w do łazienki. Lubię mieć własną, bo nienawidzę zamykać się w jakichkolwiek pomieszczeniach.
Po prostu, mając siedem lat zamknąłem się w publicznej toalecie, która później nie chciała mnie wypuścić. Musieli wzywać ochronę, żeby wyważyła drzwi. Tak też się stało i stąd ta trauma.
Po porannej rutynie patrzę na zegarek w smatphonie przecierając oko palcem. Uświadamiam sobie, że jestem spóźniony. Szybko wkładam telefon do kieszeni, biorę plecak i klucze od domu i wybiegam z takim impetem, że wpadam na kogo innego, jak oczywiście Matta. Upadamy na ziemię.
Czuję rumieńce oblewające moje policzki. Podnoszę wzrok na Matta, który odchyla głowę i parska śmiechem.
- Często wpadasz na przyjaciół? – pyta i pomaga mi wstać. Wstajemy, otrzepujemy ubrania i ruszamy w stronę furtki.
- Jak wszedłeś? – zadaję pytanie.
- Brama była otwarta… No to wszedłem. – wzrusza ramionami. Wychodzimy na chodnik i idziemy wzdłuż ulicy. Końcówki lata dają się we znaki. Z ust zaczyna mi lecieć para, tak samo jak Mattowi. Po plecach przeszywa mnie dreszcz. Zapinam bluzę i widzę, że Matt powtarza mój ruch. Nagle staje, jakby ktoś dał mu w twarz.
- O co chodzi? – pytam i również się zatrzymuję. Matt marszczy brwi.
- Słuchaj, jest dopiero ósma, chodźmy jeszcze nad jezioro. – proponuje, ale mówi to tak stanowczym tonem, że brzmi bardziej jak rozkaz. Patrzę na niego badawczo. W końcu wzdycham i kiwam głową.
- Niech będzie, ale jeśli jutro też będziesz chciał się wcześniej spotkać, to ja wybieram gdzie idziemy. – ostrzegam go z uśmiechem. On również podnosi kąciki ust. Tak więc, ruszamy w stronę jeziora.
Muszę przyznać, że rozmowa o filmach Marvela, które oboje uwielbiamy, sama się klei. Dyskutujemy o teoriach, oceniamy grę aktorów w poszczególnych rolach i ekscytujemy się nowymi filmami, które mają wyjść w tym roku. Podczas tej rozmowy, zauważam, że zaczynam być przy nim bardziej otwarty.
Po przejściu połowy obwodu jeziora Matt wskazuje ręką na drewniane molo i stojącą na nim samotną ławkę. Mam wrażenie, że ławka ta jest najsamotniejszą ławką w całym ławkowym świecie. Siadamy na niej kładąc plecaki pod nogami. Konwersacja prowadzona dosłownie przed sekundą, nagle rozpływa się niesiona przez lekkie fale jeziora. Nastaje niezręczna cisza, przerywana koncertem owadów i żab, oraz cichymi szumami wody i drzew, które zdawały się szeptać między sobą.
Wpatrzony w horyzont i zamyślony nie zauważam, że Matt macha mi ręką przed twarzą.
- Ziemia do Chrisa, halo! Słuchałeś mnie w ogóle? – pyta wzdychając ciężko. Otrząsam się dostatecznie i przetwarzam to co właśnie powiedział Matt.
- Nie… Nie słuchałem, przepraszam.
Matt przewraca oczami i znów wzdycha, tym razem głośniej.
- Pytałem, o twoją rodzinę. Co u nich?
Zaskoczony pytaniem przechylam się do przodu i drapię po głowie.
- Yyy… U nich? D-dobrze. Tak m-myślę. – odpowiadam jąkając się. Uznaję, że gdybym nie zadał mu tego samego pytania, to nie byłbym sobą.
- A jak z twoją rodziną?
Uśmiech, który jeszcze przed chwilą gościł na twarzy Matta, znikł. Od razu widzę co się pojawia zamiast tego – ten sam smutek w oczach co wczoraj. Teraz wydaje się wypełniać nie tylko jego tęczówki, ale całe ciało i serce. Zmiana nastąpiła tak szybko, że zwykły człowiek nawet nie zdążyłby zarejestrować wielkiego bólu, który opanował takiego pogodnego nastolatka, jak Matt. Nikt nie zobaczyłby walki, którą toczy jego serce przeciwko rozumowi.
- Przepraszam jeśli powiedziałem coś nie tak. – mówię półgłosem i przenoszę wzrok na czubki moich trampków, by po sekundzie znów spojrzeć na Matta.
- To nie tak. – odpowiada chłopak i zaczyna szybko mrugać, aby powstrzymać łzy. Bierze głęboki oddech i prostuje się na ławce. – Chodź, nie mam powodu, żeby cię dołować. Zresztą, zaraz powinniśmy spotkać się z resztą.
Wstajemy zarzucając plecaki na ramiona. Kiedy schodzimy z molo klepię Matta lekko w ramię.
- No co? – pyta.
- Jak to ‘co’ gnojku. Właśnie miała być ta scena, w której mówisz mi o tym co cię dręczy i stajemy się najlepszymi przyjaciółmi, a ty to wszystko spierniczyłeś! – skarżę się teatralnie. Matt chichocze pod nosem, a potem czochra moje włosy.
- To jeszcze nie ten czas, Chris. Jeszcze nie ten czas… - wyjaśnia nieobecnym tonem i przez chwilę stoi zamyślony z ręką na mojej głowie. Jednak otrząsa się i ruszamy w stronę miejsca spotkania z resztą.

*                   *                     *

- Ah, patrzcie! Pan ‘hej, przepraszam za spóźnienie’ raczył przyjść z panem Matthew. – wita nas sarkastycznie Vivianne. Skyler, Matt i Alex parskają śmiechem, a ja stoję z założonymi rękami i odbywam z Viv walkę na wzrok. Szczerzę to bardzo lubię te pojedynki, bo zawsze wygrywam.
- Em, co oni robią? – pyta Matt szeptem.
- Powiedzmy, że to jest ich sposób na kłócenie się. Kłótnię wygrywa ten, który pierwszy opuści wzrok lub mrugnie. Przegrany musi później postawić zwycięzcy... – Skyler bierze łyk wody i dokańcza zdanie. – …soczek pomarańczowy.
- Wiesz jak to na początku zabrzmiało? – śmieje się Matt, a z nim Alex. Sky prycha i ponownie zaczyna pić.
 Dokładnie tak. Odkąd wybraliśmy z Viv ten rodzaj walki, uwielbiam się kłócić. Oczywiście, znów wygrywam.
- Liczę na ten soczek jeszcze przed geografią. – mówię z triumfem na twarzy. Viv obrażona nic się nie odzywa.
Ruszamy wszyscy w stronę szkoły. Lekcje zaczynają się za dwadzieścia minut. Pierwszą mamy biologię, a to oznacza, że możemy się spóźnić nawet pół godziny. Panią Carnaby i tak to nie obchodzi, nie obchodziło i nigdy obchodzić nie będzie. W końcu jak jesteś samotną kobietą po sześćdziesiątce i od dwudziestu lat żyjesz w towarzystwie miliona równie starych kotów, to w końcu wszystko staje się obojętne. Zagadka corocznych dobrych stopni z biologii pojawiła się odkąd Carnaby zaczęła tu pracować. Nauczyciele nie rozwiązali jej do tej pory i podejrzewam, że za bardzo im na tym nie zależy.
Dopiero teraz zauważam, że Skyler ma na sobie bluzę Alexa, tę czarną zasuwaną. Proszę Matta, żeby zwolnił na chwilę. Ciągle przyglądam się Alexowi i Skyler rozmawiających ze sobą na temat tegorocznego planu szkolnego.
- Widzisz? – pytam szeptem Matta i wskazuję na bluzę. Chłopak przygląda się jej chwilę.
- Nie pasuje do szortów? – zgaduje, a ja walę rękom w czoło.
- Nie debilku! To jest bluza Alexa! – mówię głośnym szeptem. Mimo tego, Matt nadal nic nie ogarnia.
- Co z tego, że ma jego bluzę?!
- Nie rozumiesz? Przecież to takie słodkie… Chcę żeby…
- … byli razem. Wchodzę w to. – oświadcza Matt z szatańskim uśmieszkiem.
- Swatanko? – pytam ocierając ręce o siebie jak zły charakter.
- Swatanko. – zgadza się Matt powtarzając mój ruch. – Coś czuję, że to będzie udany dzień.


Wchodzimy do klasy od biologii dwadzieścia minut po dzwonku, nie przejmując się niczym, ale nagle stajemy jak wryci.
Miejsce, na którym przez osiem lat siedziała pani Carnaby teraz zajmuje inna, zupełnie niepodobna do niej kobieta. Wysoka i szczupła jak szczaw z włosami czekoladowymi, z siwymi elementami, upięte w ciasnego koka. Oczy ma jasnoniebieskie i zimne jak lód, które spoglądają na nas surowo spod okularów połówek. Liczne zmarszczki na twarzy tylko przyprawiają o gęsią skórkę, a usta w kształcie prostej linii przypominają poziomą kartkę papieru. Jest ubrana w białą koszulę z opuszczonymi rękawami, włożoną w granatową spódnicę z falbanami, do kolan. Na nogach ma brązowe rajstopy i czarne szpilki na niewysokim obcasie. Na dłoniach widzę tylko błękitne siatki żył, które od czasu do czasu drgają.
 - Cieszę się, że zaszczycili nas państwo swoją osobą. – odzywa się nauczycielka. Tak oschłego tonu jeszcze w swoim życiu, nie słyszałem.  – Każdy z was ma wpisaną nieobecność. Zajmijcie swoje miejsca.
Nie śmiemy nawet mruknąć. W pośpiechu wykonujemy polecenie i wyciągamy podręczniki.
- Mam na imię Mary Clark. Macie się do mnie zwracać pani Clark, zrozumiano? – kiwnęliśmy szybko głowami. Kiedy Clark odwróciła się przodem do tablicy, zaczepiłem Margaret, która siedziała obok mnie. Posyłam jej pytające spojrzenie.
- Podobno Carnaby poszła na emeryturę. Clark była jedyną kandydatką na babkę od biologii więc musieli ją wziąć. – wyjaśnia mi ledwo dosłyszalnym szeptem.
Ten dzień, zresztą jak i cały rok szkolny, zapowiadają się naprawdę ciekawie.

________________________
Witam wszystkich w drugim rozdziale o naszych słodziakach ^^
Przepraszam za tak późne dodanie posta, ale trzeba było ogarnąć koniec roku i te sprawy.
No cóż cieszę się, że cokolwiek napisałam.
Rozdział nie jest jakiś super duper, ale przyznaję, że jestem spełniona.
Chciałabym najmocniej podziękować Oli z bloga  http://olimpwmroku.blogspot.com/ 
Za  świetną motywację i wenę, którą mi dostarczyła w tajny obrazkowy sposób xD
Tak też dedykuję jej ten rozdział.
Życzę wszystkim udanych wakacji ^^
Wasza,
Annabeth <3
You all know what Rin's doing down there... ;) "Tickling" Haruka's only ticklish spot-- his feet. :3 TroLoLoL~

4 komentarze:

  1. Awsgsdjffndcnifdjv kobieto kocham Cię <3
    Te nasze sposoby na motywację ^^
    Rozdział świetny, tak samo jak poprzedni
    Mnóstwo weny i gifów ^^ ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. :3 Daj mi jakieś gify z gejami na facebooku XD
    Potrzebuje do fapfolderu :3
    Ale oni są słodziaśni *^* Tacy tylko ich przytulić! :3 :3
    Akcja się rozwija, wredna baba jest i będą dwie pary... :3 Nanana
    Do zobaczenia na fejsie albo srapczacie czy coś xD
    Baaaaj :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra.
    Chyba nie wszyscy wiedzą, że za yaoi nie przepadam. I ogólnie. Ale to jest nawet spoczi.
    Ej czekej, czekej.
    Margaret? Dafaq?
    Takie crossovery?
    Nie no ogólnie
    To zapomniałam jak na imię na gówny bohater. Nazwijmy go Ten Ten.
    No więc Ten Ten to nastolatek. Ale nie jakiś tam zwykły nastolatek. Ten Ten to nastolatek, który nie ubrał się ekstrawagancko, ale było mu za luźno i zniknął. A, sorry, nie ta historia.
    Pozdrawiam.
    Bardzo poważna fanka,
    Alayne.
    PS. bosze co ja napisałam
    PPS. jesu nie poznaje siebie
    PPPS. julek ratuuuuj
    PPPPS. boszeeeeee
    PPPPPS. hehe
    PPPPPPS. zastanawia mnie
    PPPPPPPS. co sądzisz o drewnianych swetrach
    PPPPPPPPS. bo ja je bałdzo lubie
    PPPPPPPPPS. sorka, o wełniane mi chodziło
    PPPPPPPPPPS. chociaż troszku niewygodne
    PPPPPPPPPPPS. nataniel to chuj

    OdpowiedzUsuń